5. Paint i GIMP

Rzadko kiedy ktoś porównuje GIMP-a z Paintem, bo są to dwie rzeczy całkiem nieporównywalne. Ale że ojczyzną tego drugiego jest Redmod, nie przyznaje się on do swej denności.

– Jesteś głupi. – Powiedział­. – I do tego nikt cię nie umie obsłużyć.

– Ciebie umie każdy używać, – Odpowiedział GIMP – ale rysowanie przy tobie zazwyczaj zacofuje mózg w rozwoju. Szesnaście przycisków na pasku narzędzi to chyba kompletne badziewiane rozwiązanie. I każdy guzik potrafi tyle co kot wypocił.

– A w czym niby ty jesteś lepszy, co?

– No widzisz, ja jestem stworzony dla grafików, i to tych porządnych. Ty zajmujesz się bazgrołami dzieciaków, i twoje IQ nie jest wyższe niż u zwykłego siedmiolatka. Twoi autorzy nie pomagają ci w polepszeniu się, ani zrozumieniu, że walisz o dno beczki softu do grafiki, bo od wersji 1.0 nic się nie zmieniłeś.

– Ja się nie zmieniłem? A nie widzisz ty ślepcu, że ładnie wyglądam?

– No tak. – Prychnął GIMP. – Programiści w końcu ruszyli zady i postanowili ożywić zombiaka. Ale dla mnie i tak zatrzymałeś się w rozwoju wewnętrznym dwadzieścia lat temu. Wtedy zresztą byłeś nawet bardziej rozbudowany niż teraz. Ale to dziwne, żeby tyle czasu czekali na unowocześnienie ikonek.

– Ciebie w ogóle nie zmieniali.

– Bo nie trzeba było. Wygląd nie jest zresztą ważny, bo liczą się funkcje. Ty nie masz ani jednego, ani drugiego. Nie mam pojęcia, czemu samozwańczy lider IT trzymał w systemie takie kiepskie oprogramowanie. Pewnie zacznie niedługo produkować jakąś kopię Photoshopa, tylko kilka razy droższą. I masz durną nazwę. Skoro zmieniali Write’a na WordPada, to ty powinieneś być jakimś Pointerem, albo PaintPadem.

– A ty to skąd masz taką bele jaką?

– Bele jaką? GIMP znaczy GNU’owy Program Manipulujący Zdjęciami. Ty jesteś Farbą, a masz możliwości wielobarwnego długopisu.

Paintowi już przestało odpowiadać towarzystwo. Chciał, żeby się GIMP odczepił, bo skrycie wiedział, że miał rację, ale żaden napuszony produkt Microsoftu nie przyzna racji freeware’owi.

– Ty masz możliwości grafficiarza. Odp*erdul się.

– Już wulgaryzujesz? Już ja ci dam!

GIMP złoił mu całe panel narzędzi, kolorów, i wszystko inne co miał, oraz na koniec, korzystając ze swej podzielności na trzy moduły, wycisnął wkurzającego Painta z komputera i został po nim tylko wpis w rejestrze, który zresztą mógł skasować pierwszy lepszy program do optymalizacji systemu.

4. WMP i Winamp

Windows Media Player o jedna bele jakich aplikacji wbudowanych w systemy Microsoftu. Choć prawie nic nie umie, jest znany i lubiany. Winampa natomiast programiści z Redmond za nic nie chcą nigdzie wsadzać, bo jest w pełni freeware.

W środowisku okien obok WMP 11 zainstalowano Winampa, który zaczął dość odważnie konkurować z microsoftowym kolosem.

– He He, ile ty w ogóle odtwarzasz formatów muzyki, co? Dwa, trzy?

– Prawie dziesięć. Sp*eprzaj dziadu.

– Wydaje mi się, ze ty jesteś znacznie większym dziadem. Gdyby cię nie dołączyli do Windowsa to wpadłbyś w cień i nikt by o tobie nie pamiętał. A chociaż teraz jesteś popularny, to nikt nie zamierza chyba cię zbytnio rozbudowywać.

– Okaż szacunek starszym!

– Jak nie masz argumentu to zasłaniasz się wiekiem?

– Nie, możliwościami także.

– Na przykład?

– Eeee... Explorer ze mną współpracuje!

– On jest jeszcze większym dziadostwem niż ty. – Prychnął Winamp. – Nadawałbyś się do filmów, gdybyś miał wbudowaną obsługę napisów, a że jej nie masz, nie nadajesz się do niczego. No, mów dalej, co ty tam w środku masz?

– A ładny wygląd! Ty wyglądasz jak troll.

– A ty jak szyba bez okna. Jak by cię ktoś olał to by została żółta plama. Ta ostatnia renowacja pomogła ci tyle ile ta, którą przeprowadzili na Office’ie. Co jeszcze powiesz?

– Ze mną współpracuje Windows!

– On współpracuje z tobą tak jak Pis z PO. Pozwala mu występować w telewizji.

– A na ciebie szkoda moczu.

– Już ja ci dam szkoda moczu, ty szkarado jedna!

Po tych słowach Winamp rzucił się na Media Playera i stłukł mu kilka elementów. Co do tego programu nie czuł najmniejszego sentymentu, bo nie dość, że WMP był parodią samego siebie, to jeszcze uważał się najlepszy. Potem przyłączył się do niego GIMP i z gracją przypadającą aplikacji freeware wymalował Playerowi napis JESTEM IDIOTĄ! Poszkodowany nie miał rzecz jasna możliwości odegrania się, bo Paint, którym dysponował miał możliwości przeciętnej kredki świecowej.

– No i co teraz zrobisz, co? – Spytał się kpiąco Winamp. – Wyślesz raport do Microsoftu, że masz problemy z działaniem?

– Tak. I żeby pozbyli się ciebie i tego głupiego GIMP-a, bo to bardzo brzydki program!

– No cóż, twój producent rzadko kiedy kwapi się prędkością działania. Póki co, możemy sobie bezproblemowo mieszkać na tym dysku i uwalniać go od marginesu programowania, do którego ty z pewnością należysz.

3. IE i Firefox

Zawsze warto mieć na komputerze kilka przeglądarek internetowych. Z tym, czego nie zrobi jedna bez problemu poradzi sobie zapewne druga. Tak więc na platformie systemowej Windows XP zainstalowano dwie przeglądarki, Internet Explorer 7 i Firefoksa 2.

– Ty się chyba orientujesz, że jestem od ciebie lepszy i musisz przede mną ulec? – Powiedział IE.

– Czyżby? Kto ci takich bzdur naopowiadał? Projektant? Wcale nie jesteś lepszy, a jeśli nawet odrobinę, to wkrótce przestaniesz, bo, jak widzisz, programiści z Mozilli pracują cały czas. Microsoftowcy natomiast leżą \na tapczanach, bo nawet nie chce im się siedzieć, i zgarniają za to kasę. Chyba dlatego przez pięć lat odnawiali Painta.

Taka jest zazwyczaj natura programów open source – wygadane i pewne siebie. Zazwyczaj mają do tego pewne podstawy. IE natomiast, jak każdy wytwór Microsoftu uwielbiał się wywyższać i twierdził, że jest najlepszy, jaki może być, choć wiadomo, że tak być nie może.

– A co mnie obchodzą jacyś mozillowcy? Ja pochodzę z największej firmy informatycznej, jaka kiedykolwiek istniała...!

– Największym koncernem branży IT jest Google.

– E tam. Durna wyszukiwarka i nic więcej.

– Ja nie rozumiem jak to możliwe, że ty zostałeś stworzony pod koniec 2006 roku, a zatrzymałeś się kulturalnie na latach dziewięćdziesiątych.

– Wcale się nie zatrzymałem ty obdarty kawale futra! A jeśli nawet tak, to jestem od ciebie tysiąc razy ładniejszy.

– Tysiąc? A czy ty umiesz liczyć do dziesięciu? To co ci zrobili z paskiem narzędzi to już nie modernizacja, tylko durny wygłup. – Firefox wiedział co mówi.

– Wygłup? Wygłupem to był przede wszystkim silnik Gecko. Kto to wymyślił? Gekon to taki jaszczur, co łazi po szybach i trudno go oderwać. Więc ty jaki jesteś? Przylepisz się do jednej witryny i nie możesz pójść dalej?

– Trident też niczego sobie – prychnął Firefox. – Trójząb piętnaście lat temu wbił się w witrynę Microsoftu i nikt go jeszcze nie wyciągnął. Na co czekają ci idioci, aż jeszcze zardzewieje? Pozwiedzaj sobie Internet i zobacz jakie zdanie mają na twój temat internauci, którzy używają mnie.

No tak, coraz częściej firefoksowcy nazywają IE dziadostwem, a jego użytkowników dziadami uzależnionymi od MS. Internet Explorer dał w końcu upust swej głupocie i powiedział:

– To ty byłeś wygłupem od samego początku, z tymi ikonami bele jakimi.

– Ja sobie mogłem je przynajmniej zmieniać w dowolny sposób, bo jeśli kiedykolwiek wstąpiłeś na stronę Mozilli, to zobaczyłeś pewnie dziesiątki tysięcy skórek. A ta twoja przeźroczysta jest strasznie marna, łatwotłucząca, i zmienić ją może tylko Microsoft. A po za tym żadna przeglądarka prócz mnie nie ma słownika ortograficznego.

– Mi nie jest potrzebny, bo przecież można pisać w naszym kochanym Wordzie.

– Word kosztuje kilkaset złotych. Od takich jak ty pochodzą pokemony, które cofają się w rozwoju i zapominają ortografii z gramatyką. A na Wikipedii wyśmieją każdego, kto tego nie umie.

– Wikipedia to durnota, z której niczego nie można się dowiedzieć. Phi... – pogardził encyklopedią IE.

– No teraz to już przesadziłeś!

Z tymi słowami FF rzucił się na Explorera, który nie miał w sobie prawie nic, a ważył kilkanaście megabajtów. Firefox był lisem, a do tego ognistym, więc IE zadrapany, pogryziony i spalony wycofał się na obrzeża dysku twardego, z którego zręcznie go zepchnięto i wszystkie programy na tym komputerze już po wsze czasy miały spokój z bluźnierstwami produktu Microsoftu. Być może to samo stało się na komputerach niedoszłego LiS-u.

2. Office i OpenOffice

Na pewnym egzemplarzu Windows XP (zapewne nielegalnym) znajdowały się dwa pakiety biurowe, OpenOffice 2 i MS Office 2007.

– Zastanowiłeś się kiedyś, czemu ty w ogóle zaśmiecasz tego kompa? – Zagadnął, jak widać, bez uprzejmości, Office.

– No widzisz, żeby sobie leżeć i pracować. – Odpowiedział z porównywalnym szacunkiem OO.

– Tylko nie pyskuj pomiocie szatana, bo jak ci zaraz przylutuję...

– ...czym? – przerwał mu zdanie OpenOffice. Tym samym ten pierwszy miał chwilę na zastanowienie, jak właściwie zakończyć tą nieprzemyślaną wypowiedź.

– Naślę na Ciebie wirusy od naszego BigBilla!

– A ja ci rozsmaruję skina!

Ta groźba okazała się znacznie gorsza, bo Microsoft nawet prostego wirusa potrafi spartolić i lepiej się jego wytworami nie przejmować. Office w wersji ’07 to od strony wizualnej wielki laluś, a zwłaszcza jego Word, Excel i PowerPoint.

– Nie odważysz się! – Spróbował krzyknąć pomiot MS, ale z przerażeniem stwierdził, że jest bardzo przerażony.

– Czyżby?

OO wypuścił wszystko co miał i wkrótce wszystkie programy Office’a ( a w wersji domowej był to tylko Word, Excel, OneNote i PowerPoint) miały zmieszany makijaż. Word po spotkaniu z PowerPointem stał się zielony, a Excel fioletowy. OneNote natomiast całkowicie się rozmazał, a perfidny program do prezentacji zbrązowiał.

– Ty j*bany ch*ju pi*rdolony! I co ja mam teraz zrobić? – Wydarł się czerwony teraz ze wściekłości płatny pakiet.

– Ściągnąć z siebie tą głupią skórę i zneutralizować się do 2003.

– Już ja ci dam ściąganie skóry! Sam ci zerwę!

– Niby jak? Ja nie jestem jakiś tam delikatniś, żeby mieć nakładki graficzne. I mówię Ci – rozwalę twoją popularność, bo mi odpowiada więcej kompów. A, i chyba tylko ci twoi głupi designerzy potrafią cię obsłużyć.

– Wcale nie, reszta personelu także! – Krzyknął Biuro i zapadł się, bo uświadomił sobie, że wyszedł na kretyna dorównującego dowcipowym blondynom. OtwarteBiuro odczytał jego myśli i powiedział:

– No, w końcu się zorientowałeś, że jesteś kompletnym downem. Albo i nie, bo z chorych się nie powinno żartować, choć ty tego nie przestrzegasz i jak każdy program to robiący masz jeszcze gorzej na umyśle niż ci chorzy. Ha ha!

– A ty masz bardzo brzydnie aplikacje!

– A chcesz jeszcze dostać? Zagnieździłeś się w tym Windowsie i ani myślisz się przedostać na inne platformy. A ja już zawładnąłem Mac OS-em i prawie każdym UNIX-em, w tym Linuksem też. I bez przerwy się aktualizuję!

– A co, ja nie?

– Microsoft robi ci nowe edycje raz na kilka lat i twierdzi, że to są aktualizacje. A właściwie to nie mógł byś się tu przyspawać, gdyby nie Service Pack 2. Chyba sobie pogrzebię w przywracaniu systemu.

– Nie możesz!

– Oj, wpakowałeś się. W Windowsie wystarczy wpisać kilka słów, aby go całkowicie wykasować. Usunięcie SP2 nie robi więc problemu, a kiedy już go nie będzie, nigdy więcej się nie odezwiesz. – Tak powiedział na koniec OpenOffice i zaśmiał się demonicznie.

1. Windows i Linux

Na pewnym pececie zostały zainstalowane dwa systemy operacyjne, Linux Ubuntu 7.04 oraz Windows Vista.

– Dzień dobry drogi Windowsie! – powiedział z dobrymi chęciami Linux.

– Spadaj g*wniarzu! – odpowiedziała mu Vista.

– Co?

– Głuchy jesteś konusie? Ten komputer należy do mnie. Wy*ierdalaj, zanim mnie na poważnie wpienisz.

– Czemu używasz niecenzuralnych słów? – Zapytał Ubuntu.

– Bo tak! Jak nie skasujesz się sam, to sama cię stąd wywalę, albo zmuszę do tego tego kretyna, co w ogóle pozwolił ci zaistnieć na tym dysku!

– Uważasz się za lepszą, bo jesteś rozmiarów wieloryba? Linuksy to porządne programy, bo można je pobrać z neta, a Windowsy kosztują tysiące euro i nie robią nic, tylko zawalają partycję, zawieszają się, i wyświetlają niebieski ekran.

– Już ja Ci dam... – Krzyknęła wściekła Vista. – Rozsmaruję Cię na pomarańczową miazgę i nikt się o tym nie dowie, bo cię skasuję w DOS-ie! Ha ha.

– HA HA HA! – Zakrzyknął demonicznie Ubuntu. – Jak coś mi zrobisz to się włączy GRUB i po paru komendach znikniesz z powierzchni planety!

Windowsa, że tak powiem, zamurowało. Nie chciał dać za wygraną, ale utracił siły psychiczne po kolejnych zdaniach Linuksa.

– Windowsy żerują na ludziach, którzy chcą przypominać innych i sprowadzają ich na drogę piractwa. Większość kopii jest non-legal, bo ten głupi Microsoft nie umie tego bele systemu porządnie rozpowszechniać. Nie dość że drogie, to jeszcze nigdzie tego nie ma. Windowsy nie pozwalają Linuksom spokojnie się rozwijać, bo większość producentów robi serowniki tylko dla windowsiarzy. Ble!

– To chyba zaleta terrorysto? – Skomentowała to Vista.

– Linuksów są setki, a większość się nieprzerwanie rozwija. Informatycy przechodzą od windziarzy do linuksowców. Niedługo Microsoft zapadnie się w sobie, bo darmowe programy będą lepsze od płatnych. U nas nie da się piratować, bo wszystko jest non-profit.

– Teraz to już mnie na poważnie wk*rwiłeś. – Wrzasnął Windows.

– A co mnie ty głupia cykwo obchodzą twoje humory? Ty nawet nie wiesz jakiego jesteś rodzaju, żeńskiego czy męskiego. Ciebie powinien Giertych wywalić z rządowych komputerów, po nikt nie zna twojej orientacji seksualnej.

– Wy*ierdalaj, bo tak zaraz dostaniesz po ryju, że nawet twój ojciec sk*rw*syn cię nie pozna.

– A może ty jesteś chętna, co?

Po tym słownym wstępie zaczęli się tłuc, ale że Ubuntu był siedem razy mniejszy od Visty, szybciutko opukał ją w każdym miejscu prawie przy tym nie obrywając, bo takie monstrum może mieć co najwyżej ruchy trolla, a komputer mocno nie dogadzał mu sprzętowo. Na koniec Windows poległ i dzięki pomocy GRUB-a truchcikiem wyleciał z dysku twardego.

Gdy już Ubuntu miał to za sobą powiedział w myślach do Visty: Mój stary ma chociaż porządne nazwisko, o twój to jakiś Bill Wrota. Ty jesteś biologicznie beznadziejna!